WŚCIEKŁE WRONY I UZDRAWIAJĄCY BALSAM
W kronice ks. Rufino można wyczytać:
Około miesiąca temu ks. Bosko doznał bardzo przykrej dolegliwości oczu. Musiał
nawet nosić ciemne okulary. Pracował jednak nieustannie, a swoim księżom i
młodym klerykom nakazywał tak samo. „Odwagi — mawiał — pracujemy dla młodzieży
całym sercem. Czyńmy wszystko, co tylko można dla Bożej chwały i pożytku dusz.
Tam czeka nas wielka nagroda, ta sama, której obietnicę otrzymał Abraham: «Ja
jestem twoim obrońcą, nagroda twoja będzie sowita» (Rdz 15, 1).
Czasem możemy czuć się zmęczeni, przepracowani, udręczeni dolegliwościami, lecz
trzeba nam nabrać siły od nowa, bo odpoczywać będziemy tam".
Zwykł był wtedy unosić rękę ku niebu w geście pełnego zawierzenia Bogu.
Bogactwo jest pokusą
Jego współpracownicy rozmawiali z nim na temat przyszłej ich działalności, którą
Opatrzność Boga prawdopodobnie im po wierzy. 3 kwietnia 1864 r. przy
nadarzającej się okazji rozmowa dotyczyła prowadzenia szkoły z internatem dla
chłopców z bogatych rodzin. „Oh nie — przerwał ks. Bosko. Nigdy, póki żyt będę,
nigdy do tego nie dopuszczę Gdyby chodziło tu tylko o administrowanie, można by
na to pozwolić. To by nas doprowadziło do ruiny, zupełnie tak samo, jak do ruiny
doprowadziło już wiele sławnych zakonów, które na początku zajmowały się
biednymi, a skończyły na bogatych. Popadły wskutek tego w zawiść, zazdrość i
usiłowały wypierać się wzajemnie. Bogactwo
bliskie przestawanie z bogatymi stanowi często pokusę. Jeżeli będziemy pracować
na rzecz biednych chłopców, pozostaniemy w spokoju. Jedni co najwyżej będą nas
tolerować i litować się nad nami, drudzy chwalić. Nikt nie będzie pożądał naszej
własności bo o nasze łachmany nikt się bił nie będzie".
Spowiedź
Ksiądz Bosko niezliczone godziny spędzał w konfesjonale. Kardynał Cagliero tak
konstatuje: „W tym posługiwaniu wykazywał wyjątkową łagodność zarówno wobec
młodych jak i do rosłych, tak, że można go podziwiać. Prawie wszyscy z nas
chodzili do spowiedzi do niego ze względu na jego wielkoduszną, cierpliwą
łagodność i miłość. Kierował się bardziej rozumną pobłażliwością niż bezwzględną
surowością. Zawsze zachęcał nas, byśmy zaufali Bożemu miłosierdziu; równocześnie
budził w na szych sercach prawdziwą bojaźń Bożą".
W swojej kronice ks. Ruffino napisał:
,,W tym czasie przebywał w Oratorium chłopiec o nazwisku „P". Niestety nie
chciał on mieć nic wspólnego z sakramentami św. i z modlitwą. Jeżeli znalazł się
w kościele, to jedynie z musu. Któregoś dnia ks. Bosko wziął go na bok.
«Dlaczego obok ciebie kręci się zawsze jakiś zły pies, wciąż warczy i próbuje
ukąsić cię?» — zapytał go.
«Nie widzę żadnego psa».
«Ale ja widzę. Powiedz mi, jak czuje się twoje sumienie?* Chłopiec zawstydzony
spuścił głowę. «Odwagi! — ciągnął ks. Bosko — Przyjdź do mnie, wszystko będzie
dobrze*.
Chłopiec wkrótce stał się przyjacielem ks. Bosko i zdecydowanie odmienił swoje
życie na lepsze".
Wieczorem 13 kwietnia na zakończenie rekolekcji ks. Bosko wyraził swoje
ubolewanie, że niektórzy chłopcy nie wykorzystali ich dla dobra swoich dusz. ,,W
czasie tych kilku dni — powiedział — zobaczyłem grzechy każdego z was, i to tak
wyraźnie, jak gdybym widział je wypisane na karcie. Powstało nawet z tego powodu
pewne zamieszanie, gdy kilku z was, spowiadając się z całego życia, próbowało
mówić swoje grzechy, za miast odpowiadać na moje pytania. Bóg dał mi tę
szczególną łaskę w tych paru dniach dla waszego dobra..."
Wrony — demony
14 kwietnia ks. Bosko wygłosił słówko wieczorne do uczniów gimnazjalnych, a
następnego wieczoru do rzemieślników. Obu grupom opowiedział dwa sny, które,
wedle jego słów, mocno go zdziwiły. Pierwszy miał przed rekolekcjami, drugi po.
A oto ich treść:
„W sobotnią noc, 2 kwietnia, w wigilię niedzieli przewodniej, miałem wrażenie,
że stałem na balkonie i przypatrywałem się wam w czasie gry. Nagle jakieś
ogromne białe prześcieradło rozpostarło się nad całym boiskiem. A zaraz potem
niezliczone sta do wron uniosło się nad nim i krążyło tak długo, aż nie wy
patrzyło sobie jakiejś szczeliny, przez którą sfruwało w dół. Znalazłszy się pod
zasłoną, rozpoczęły w straszliwy sposób atakować twarze chłopców. Ptaki te
wydziobywały oczy, wyszarpywały języki i kaleczyły czoła i serca! Widok zgoła
makabryczny! Niewiarygodne — nie mogłem w to uwierzyć — ale nikt nie krzyczał
ani nie płakał. Wszyscy wydawali się jakby sparaliżowani! Nikt nie próbował się
nawet bronić. Co to jest? Czy sen? — pytałem samego siebie?! Chyba tak —
myślałem. Jakżeż inaczej mogli by ci chłopcy pozwolić na taką rzeź bez żadnej
samoobrony? I naraz usłyszałem jakieś wstrząsające krzyki i za wodzenia, jakieś
skamlące głosy. Ranni zaczęli czołgać się po ziemi. Nie wiedziałem, co o tym
myśleć. Może — pomyślałem — skoro jest niedziela przewodnia, Bóg chce nam
pokazać, jak pragnie nas ochronić swoją Łaską. Wrony mogą być demonami. Moją
senną zadumę przerwał jakiś hałas, który mnie obudził. Było już jasno i ktoś
pukał do drzwi.
Czułem się bardzo zaskoczony, gdy w poniedziałek do Komunii św. przystąpiło o
wiele mniej chłopców niż zwykle. Jeszcze skąpiej było ich przy Stole Pańskim we
wtorek, a także w środę. Spowiedź chłopców skończyła się, jak nigdy, już w
połowie mszy św. Postanowiłem nic nie mówić, jako że zbliżały się rekolekcje,
które powinny wszystko wyjaśnić.
A oto drugi sen.
Minionej nocy, 14 kwietnia, miałem inny sen. Słuchałem spowiedzi przez cały
dzień i jak zwykle myślałem o waszych duchowych korzyściach. Położyłem się spać
i przez parę godzin za ledwie drzemałem. Wreszcie zasnąłem. Zdawało mi się, że
znowu stoję na balkonie i przypatruję się waszym zabawom. Zobaczyłem wszystkich
poranionych przez wrony. Wtem ukazały się dwie postacie: jedna trzymała mały
dzban z oliwą, druga w ręku miała ręcznik. Natychmiast zabrały się do
opatrywania rannych. W momencie, gdy oliwa dotknęła skaleczonego miejsca,
natychmiast ono znikało i wracało pełne zdrowie. Niestety niektórzy odmówili
leczenia i, pełzając po ziemi, oddalali się od tych postaci. Najbardziej
zabolało mnie to, że tych chłopców była dość duża gromada. Zacząłem spisywać ich
nazwiska, bo znałem ich wszystkich, ale wkrótce się obudziłem. Chociaż ten spis
robiłem we śnie, pamiętam go doskonale. Może coś tam umknęło mojej uwadze. Będę
starał się porozmawiać z tymi chłopcami, aby zaczęli leczyć swoje rany.
O tym śnie możecie myśleć, co chcecie. Jestem pewny, że traktując go poważnie,
odniesiecie korzyść duchową. Lecz nie opowiadajcie o tym poza Oratorium. Odnoszę
się do was, jak ojciec, z całą szczerością, i wy też zatrzymajcie to dla
siebie".
|